Dzień 15

TYDZIEŃ 3
POWOŁANI DO OJCOSTWA I MACIERZYŃSTWA
„Oby się tak zespolili w jedno…” (J 17,23).
 
DZIEŃ 1
„Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Was Bóg obdarzy?”. Przyjąć dzieci z miłością. 
 
ROZWAŻANIE DNIA
Wszelkie rodzicielstwo, ojcostwo i macierzyństwo pochodzą od Boga. To, w jaki sposób wypełnimy powołanie do ojcostwa i macierzyństwa, zależy od tego, czy i jak dobrze będziemy podłączeni do Źródła, którym jest miłość Boga Ojca.
Znowu wracamy do korzeni. Powracamy do sedna. Trzeba, abyśmy to sobie jeszcze raz powiedzieli: jakość i głębia mojej zażyłości z Bogiem Ojcem przełoży się na jakość i głębię mojego bycia ojcem czy matką.
Warto tutaj zaznaczyć, że powołanie do ojcostwa i do macierzyństwa oznacza dużo więcej niż to, co zawiera się w biologicznym byciu ojcem i matką. Jeśli nie masz własnych dzieci – jesteś adresatem lub adresatką tych słów tak samo jak ci, którzy są biologicznymi rodzicami. Nie chodzi tutaj wyłącznie o rodzicielstwo zastępcze czy adopcyjne, ale przede wszystkim o rodzicielstwo duchowe. 
Chcesz być wspaniałym tatą? Odkrywaj Tatę w Bogu Ojcu i czerp z Jego Ojcostwa wszelkie łaski! Chcesz być wspaniałą mamą? Odkrywaj w Bogu Ojcu czułość, troskę i miłość, które są sednem oraz istotą pięknego macierzyństwa! 
Nie jesteśmy idealistami – najprawdopodobniej nadal jako ojcowie i jako matki będziemy często niedomagać, być może nawet na wielu polach, jednak wierzymy, że doświadczenie miłości Boga Ojca będzie nas inspirować, rozwijać i prowadzić ku coraz pełniejszemu i dojrzalszemu ojcostwu oraz macierzyństwu.
Któż z nas, rodziców, nie chciałby usłyszeć, jak jego dziecko mówi w dorosłym wieku: „Największy dar, jaki otrzymałem w życiu od Boga, to mój tata, to moja mama”.
Rozwijanie osobistej, zażyłej i głębokiej relacji z Bogiem Ojcem jest najlepszym, co możesz zrobić dla swoich dzieci!
Wszystko to, co Jezus mówi do nas w Ewangelii, wypływa z Jego relacji z Bogiem Ojcem.
Kiedy Jezus mówi, abyśmy nie troszczyli się zbytnio o to, co mamy jeść albo o to, w co mamy się przyodziać, to bierze się to z wiary i doświadczenia, że Ojciec Niebieski „wie, czego nam potrzeba” i że On się o nas cały czas troszczy.
„promieniować ojcostwem Boga” – oto cudowne i piękne powołanie dla każdego ojca w szczególności, ale w pewnym uniwersalnym wymiarze również dla każdej matki. „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36) – to zdanie Jezusa ma jakieś szczególnie wymierne znaczenie dla nas jako dla rodziców. Te słowa kierują nasze spojrzenie ku Bogu Ojcu. Zachęcają, aby wrócić do Źródła. Zapraszają, aby z doświadczenia bycia kochanym dzieckiem Boga czerpać miłość do bycia kochającym tatą i kochającą mamą.
Tato, mamo! Pamiętaj, aby zawsze wracać do Źródła! Doświadczaj miłości Boga Ojca, aby dawać miłość swoim dzieciom. Ciesz się dziecięctwem Bożym, aby dawać radość swoim dzieciom. Przyjmuj Boże miłosierdzie, aby być miłosiernym dla swoich dzieci. Przyjmuj przebaczenie Ojca, aby zawsze przebaczać swoim dzieciom. Ufaj Bogu Ojcu we wszystkim, aby dawać swoim dzieciom ufność i odwagę. Rozmawiaj z Bogiem, aby zawsze umieć rozmawiać z dziećmi.Spędzaj czas sam na sam z Bogiem Ojcem, by umieć spędzać go sam na sam z każdym swoim dzieckiem, ponieważ każde dziecko bardzo tego potrzebuje.
Zaproszenie do powrotu do Źródła jest także zaproszeniem do tego, aby nieustannie oczyszczać nasze serce i świadomość ze wszelkich karykatur Boga, które powstają w nas poprzez nasze zranienia lub są owocem mentalności tego świata.
Nasz Bóg jest czułym, troskliwym i kochającym Ojcem, który – jak mówi Katechizm Kościoła Katolickiego – działa zawsze zamysłem czystej dobroci.
 
ŚWIATŁO NAUCZANIA KOŚCIOŁA
Z ADHORTACJI APOSTOLSKIEJ ŚW. JANA PAWŁA II FAMILIARIS CONSORTIO
Nową i specjalną pomoc w posłannictwie wychowawczym rodziców chrześcijańskich, wypływającym z uczestnictwa w dziele stwórczym Boga, znajdują oni w sakramencie małżeństwa, który ich konsekruje do prawdziwie chrześcijańskiego wychowania dzieci, to znaczy powołuje ich do uczestnictwa we władzy i miłości samego Boga Ojca i Chrystusa Pasterza, a także w macierzyńskiej miłości Kościoła, wzbogaca ich darami mądrości, rady, męstwa i wszystkimi innymi darami Ducha Świętego po to, ażeby pomogli dzieciom w ich ludzkim i chrześcijańskim wzrastaniu.
Poprzez sakrament małżeństwa zadanie wychowawcze rodziców nabiera godności i charakteru powołania, stając się prawdziwą i w ścisłym sensie „posługą” Kościoła w dziele budowania jego członków. (...)
Żywa i czujna świadomość posłannictwa otrzymanego wraz z sakramentem małżeństwa pomoże rodzicom chrześcijańskim poświęcić się dziełu wychowania dzieci z wielką pogodą ducha i ufnością, a zarazem z poczuciem odpowiedzialności wobec Boga, który ich powołuje i posyła, ażeby budowali Kościół w dzieciach. W ten sposób rodzina ochrzczonych, zgromadzona razem przez Słowo i Sakrament jako Kościół domowy, staje się tak jak wielki Kościół, nauczycielem i matką (FC, 38).
 
PYTANIA DO OSOBISTEJ REFLEKSJI
  1. Jaka była Twoja relacja z biologicznym ojcem? 
  2. Czy modlisz się, aby Bóg uzdrowił zranienia, które utrudniają Ci nawiązanie z Nim bliskiej więzi?
  3. Co mógłbyś/mogłabyś zrobić, aby jeszcze pełniej i piękniej realizować swoje ojcostwo/macierzyństwo?
Jeśli chcesz – zanotuj swoje odpowiedzi w swoim rekolekcyjnym dzienniku.
 
ZADANIE DNIA
Całą rodziną wykonajcie pracę plastyczną, której tematem będzie obraz Boga Ojca.
 
REFLEKSJE I ŚWIADECTWA MAŁŻONKÓW
Irek i Lidia
Jesteśmy rodzicami ośmiorga dzieci, z czego czterech z nich nie było nam dane przytulić – orędują za nami w niebie. Chcielibyśmy opowiedzieć o jednym z najtrudniejszych rodzicielskich doświadczeń, które wystawiło na próbę naszą miłość do dzieci. To była ciężka i bolesna próba miłości. Nasze dziecko zrobiło coś bardzo złego. Sprawiło nam to wielki ból. Byliśmy jak zamurowani. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuliśmy.
Irek: Gdy o tym usłyszałem, nie mogłem już kontynuować pracy. Byłem całkowicie rozbity. W głowie pojawiały mi się myśli i pytania: Co mam zrobić? Jak zareagować? Miałem wtedy w sobie dwa obrazy: jeden, w którym spotykam się z dzieckiem i reaguję stanowczo, wyznaczając ciężką karę tak, aby już nigdy coś takiego więcej do głowy nie przyszło. Moje uczucia pchały mnie w stronę tego obrazu. Ale był też drugi obraz: okazuję mojemu dziecku miłość. Mimo wszystko. Daję dziecku doświadczenie, że jesteśmy z nim, jednocześnie potępiając sam czyn. To doświadczenie pozwoliło nam zrozumieć, co może czuć Bóg, który zostaje przez człowieka odrzucony poprzez grzech ciężki.
Wybraliśmy drugi obraz. Daliśmy wtedy dziecku doświadczenie miłości. To było uzdrawiające dla naszego dziecka i dla nas. To pomogło nam także zrozumieć samotność naszego dziecka. Chęć zwrócenia na siebie uwagi i poszukiwanie akceptacji. Ten zły czyn był wołaniem o miłość. Wiemy, że gdybyśmy nie mieli doświadczenia przebaczającej miłości Boga Ojca, nie bylibyśmy w stanie zareagować z miłością. Ostatecznie to doświadczenie przyniosło wiele uzdrawiających owoców dla całej naszej rodziny.
Lidka: Jeszcze jedno przychodzi mi na myśl. Jak dużym zaufaniem Pan Bóg nas obdarzał, dając nam dzieci i będąc dla nas niedoścignionym wzorem ojcostwa. Jak bardzo Bóg nam ufa, a jednocześnie jak dużo nam brakuje do tego, żeby tę miłość ojcowską, prawdziwą miłość Bożą objawić naszym dzieciom. Mamy tego świadomość i potrafimy powiedzieć to naszym dzieciom, że jesteśmy słabi i niedoskonali. Myślę, że trzeba to sobie uświadomić i pokazać dzieciom, że najważniejszy dla nich jest Pan Bóg, a my jesteśmy tylko niedoścignionym wzorem i narzędziem w Jego ręku.
 
Konrad i Iga
Konrad: Nasze kochane dzieci! Zawsze chcielibyśmy to mówić z radością i entuzjazmem, ale wszyscy wiemy, jak często rodzicielska cierpliwość jest wystawiana na próbę. To nie zmienia tego, że dzieci są ogromnym darem i owocem naszej miłości. Pan Bóg pięknie to stworzył, że owocem naszej miłości są dzieci, chociaż nie zawsze tak jest. Nie można powiedzieć, że jeśli w naszej rodzinie nie ma dzieci, to jesteśmy niepełną rodziną. Myślę, że to byłoby bardzo krzywdzące, gdyby ktoś tak powiedział. Pan Bóg ma najlepszy plan na nasze życie. Od zawsze pragnęliśmy mieć dzieci, pragnęliśmy mieć dużą rodzinę i jak każdy, chcieliśmy mieć zdrowe dzieci. To był nasz plan na nasze życie, ale Pan Bóg inaczej to pokierował. Zmagamy się z niepełnosprawnością. Nasze dzieci chorują na rdzeniowy zanik mięśni. Józio, nasz najstarszy synek, jeździ na wózku inwalidzkim. Terenia, nasza córeczka, choruje na tę samą chorobę. Jest to dla nas wielkim wyzwaniem i ma ogromny wpływ na naszą codzienność. Na początku naszego małżeństwa miałem konkretną wizję mojego ojcostwa. Wyobrażałem sobie moje bycie ojcem jako wielką i niesamowitą przygodę. Marzyłem o byciu ojcem, który inicjuje i wprowadza swojego syna w męski świat. Oczyma wyobraźni widziałem już nas na obozie w górach. Oczywiście bez namiotu. Mieliśmy spać na drzewach i jeść to, co znajdziemy. Taką miałem wizję. Wszystko miałem rozplanowane i wydawało się, że tak będzie, bo Józio urodził się jako zdrowy chłopczyk. Choroba objawiła się dopiero po około roku. Moja wizja rozsypała się w drobny mak. Miałem robić niesamowite rzeczy i zdobywać z synem szczyty, a bardzo możliwe, że nigdy nie zagram z nim w piłkę i nie nauczę go nawet jeździć na rowerze. Miałem w sobie wewnętrzną złość na Pana Boga. „Panie Boże, przecież miałem to tak dobrze zaplanowane, nie było w tym nic złego. A tu nagle zupełnie na odwrót”. Jednak Pan Bóg zawsze daje nam łaskę i siły do udźwignięcia trudów życia. Ważnym i uzdrawiającym doświadczeniem było dla mnie uświadomienie sobie, że to nie ja mam moje dzieci dostosować do wizji mojego ojcostwa, lecz moje ojcostwo powinienem dostosować do moich dzieci. Mimo tego, że zmagamy się z rdzeniowym zanikiem mięśni, to w żaden sposób nie przeszkodziło nam to w tym, aby nasze dzieci miały cudowne dzieciństwo. Realizuję się jako ojciec i choć nie gram z moim synem w piłkę na boisku, to gramy sobie w domu, na kolanach. Cały czas odkrywamy nowe sposoby i pomysły na to, jak budować naszą więź ojca z synem. I to jest coś pięknego. Często boimy się zostać rodzicami. Boimy się pewnych trudów, a Pan Bóg pokazuje, że to są ograniczenia w naszych głowach. To jest coś pięknego, że każdy sposób rodzicielstwa, czy to fizyczny czy duchowy, jest drogą i powołaniem. Tylko od nas zależy, czy tę przygodę i powołanie przyjmiemy.
Iga: Początki zmagania się z chorobą były pełne pytań. Dlaczego dotyka to właśnie naszą rodzinę? Przecież staramy się żyć po bożemu. Można by myśleć, że jeśli jestem w dobrej relacji z Chrystusem, to moje życie powinno być zawsze radosne i dobre, a jeśli tak nie jest, to może ze mną jest coś nie tak? Często pytałam siebie: Czy jestem dobrą mamą? Czy mamy dawać życie, czy starać się o kolejne dzieci, kiedy jesteśmy naznaczeni tą chorobą? Maryja też wiele spraw nosiła w swoim sercu. Rozważała to, co ją spotykało i modliła się. Też tak czyniliśmy, kiedy rozeznawaliśmy, czy mamy mieć więcej dzieci. Wiele w naszym domu było modlitwy, ufności i zawierzenia. Dziś już rozumiem, że każda z naszych rodzin ma swoją indywidualną drogę, że nie ma sensu porównywać się z żadnym innym małżeństwem. Jedni będą mieli piątkę dzieci, bo do tego są powołani. Inni będą mieli jedno. Inni nie będą mieli wcale. Jedni będą rodzili dzieciątka dla Nieba, bo znamy wiele małżeństw, które w bardzo wczesnym okresie prenatalnym traciły swoje maleństwa. Usłyszałam kiedyś taką piękną rzecz, że może dana rodzina jest powołana, żeby dawać życie w Niebie. Często towarzyszymy rodzinom chorych dzieci, które odchodzą, mając cztery, sześć czy też dziesięć lat i zawsze jest takie pytanie: Dlaczego? Nie znamy odpowiedzi, ale możemy mieć pewność, że to, co zaplanował dla nas Chrystus, jest dla nas najlepszą drogą. Jeśli ją przyjmiemy, to będziemy chodzić w Jego chwale. Dziś widzimy, że choroba naszych dzieci przemieniła nasze serca, nasze życie, nasze myślenie. Jeśli powiesz dzisiaj Bogu „tak” na to wszystko, co przygotował związanego w Twoim życiu z rodzicielstwem, to zobaczysz, że On Cię poprowadzi jak dobry Ojciec. Przejdziesz przez trudy Twojego życia i to życie będzie piękne, a te wszystkie trudne sytuacje ukształtują Twoje serce.
 
Łukasz i Agnieszka
Łukasz: Jesteśmy jedenaście lat po ślubie i mamy pięcioro dzieci, z czego czworo wychowujemy. Jedno jest już w niebie. Chcielibyśmy podzielić się świadectwem  przyjmowania każdego dziecka. Mamy za sobą trudne doświadczenie poronienia. Nie jest to łatwe, szczególnie wtedy, kiedy cały otaczający świat w tym trudnym dla małżeństwa momencie reaguje inaczej, niż byś się spodziewał. 
Agnieszka: Doświadczenie poronienia było dla mnie niezwykle trudne również ze względu na traktowanie ze strony osób, które mi „towarzyszyły”. Od nieokazania empatii, po zdenerwowanie się na mnie, że okazuję emocje i płaczę, po pogardę dla mojego dziecka, brak szacunku dla niego. W gabinecie ginekologicznym usłyszałam, że „to się poroniło” i jeśli pani pójdzie do tego i tego szpitala, to szybko panią „zrobią”. Dla mnie to było szokiem. W szpitalu doświadczyłam irytacji na to, że płaczę i niewyraźnie dyktuję pani położnej dane do formularza. Pouczono mnie, żebym się opamiętała i przestała płakać, bo ona nie rozumie, co mówię i lepiej tak, niż całe życie latać z dzieciakiem po lekarzach, że to jest naturalna selekcja. To były bardzo trudne dla mnie słowa. Potrzebowałam po prostu ludzkiego towarzyszenia, wspierającej obecności, prostego, dobrego słowa. Potrzebowałam przestrzeni do przeżycia tej straty. Niestety, tak się nie stało i wtedy pojawiło się we mnie pytanie: dlaczego? Co i dlaczego dzieje się w głowie ludzi, którzy dziecka nie nazywają dzieckiem i nie traktują jak człowieka?
Łukasz: Dlaczego o tym mówimy? Ponieważ chcemy powiedzieć, że każde dziecko jest ważne, że każde dziecko powinniśmy przyjąć. Zaplanowane, niezaplanowane, chore, zdrowe. Powinniśmy przyjąć każde dziecko. I to przyjęcie dziecka zaczyna się już na etapie mówienia o nim, na etapie języka. Często nawet my, katolicy, mówimy do ciężarnej kobiety z widoczną ciążą: „Spodziewasz się dziecka”. Jeśli przyjrzeć się temu bliżej, to przecież ona już ma dziecko, ona już jest mamą. Ona się dziecka nie spodziewa, tylko już je ma. Jeśli chcemy być apostołami życia – zacznijmy od zmiany myślenia.
 
Marcin i Monika
Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo i dlatego żyjemy w rodzinie – aby doświadczać miłości. To jest niesamowite. Bóg jest Rodziną. Trójca Święta… jesteśmy zaproszeni do Ich życia… Brzmi to jak jakiś traktat teologiczny, ale w rzeczywistości jest to pełna życia prawda. Pamiętam, jak kiedyś Wanda Półtawska opowiadała o tym jak „Wujek”, czyli święty Jan Paweł II, mówił młodym podczas kajakowych spływów: „Nie mówcie, że wy się kochacie. Spójrzcie na to tak, że macie udział w miłości, która jest w Trójcy Świętej”. Jak to rozważamy, to mówiąc banalnie: czacha dymi, ale tak właśnie jest… Zaczęliśmy z wysokiego C, ale prawdą jest, że żadni teologowie, święci, żadni mądrzy ludzie ani żadne książki nie nauczyły nas o Panu Bogu tyle, ile nasze własne dzieci. I tutaj dotykamy właśnie jakiejś tajemnicy tego, kim ja jestem w Bogu i tego, co to właściwie znaczy, że ja jestem „dzieckiem Bożym”. 
Monika: No właśnie – „kim jest Bóg?” – to jedno, ale – „kim my mamy się stawać, aby wejść do królestwa niebieskiego?” – oto jest pytanie. A przecież słowo Boże mówi nam: „Jeśli się nie staniecie jak dzieci – nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3). 
Staliśmy się rodzicami i chcemy być dla naszych dzieci kochającymi rodzicami. To właśnie bycie dzieckiem Boga i doświadczanie Jego miłości uzdalnia nas do kochania naszych dzieci. Najpierw jesteśmy umiłowanym synem, umiłowaną córką, a potem możemy dopiero stawać się kochającym tatą i kochającą mamą.
Marcin: Dokładnie! I tutaj znowu wracamy do tematu przyjęcia daru i łaski chrztu. Bez tego nie jesteśmy w stanie być rodzicami: Ja nie jestem w stanie być ojcem, kiedy najpierw nie będę synem. 
 
JAK TO W PRAKTYCE PRZEŁOŻYĆ NA CODZIENNOŚĆ: ĆWICZENIA DUCHOWE
Oto propozycje prostych duchowych praktyk:
-       aby wrócić do Źródła, trzeba nam: poznawać Boga Ojca. Jak to zrobić? Odpowiedź jest zarazem bardzo prosta i arcytrudna: miłość Boga poznajemy, całkowicie Mu ufając. Totalne zawierzenie jest najprostszą drogą do poznania Miłości. Codzienne życie da Ci wiele możliwości do ćwiczenia zawierzenia Bogu. Szczególną ku temu sposobnością są sytuacje trudne (najlepiej takie, w których tracisz kontrolę nad sytuacją i możesz się już oprzeć tylko na Bogu… witaj przygodo!); wybierz jedno takie doświadczenie lub sytuację, które mają regularnie miejsce w twoim życiu i postanów sobie, aby następnym razem w tej sytuacji postarać się całym sercem zawierzyć Bogu. Możesz to zrobić poprzez prostą modlitwę, np. „Boże, zawierzam Ci tę sytuację”; 
-       nie przez przypadek pierwsze słowo modlitwy, której Jezus nauczył swoich uczniów brzmi: „Ojcze…”. Wzywaj Boga imieniem Ojca. Być może na początku odczujesz pewien opór. Twoje serce potrzebuje czasu, aby przyjąć prawdę o miłości Boga. Zobaczysz jednak, że z czasem w twoich słowach będzie coraz więcej przekonania i czułości. (Wreszcie nadejdzie ten dzień, kiedy powiesz: „Tatusiu…”. Niby nic, ale od tego dnia wszystko będzie „nowe...”).
 
 
MODLITWA MAŁŻEŃSKA
Razem: Boże Ojcze! Przez moc sakramentu małżeństwa prosimy Cię o łaskę zanurzenia nas w Twojej ojcowskiej miłości. 
Mąż: Proszę Cię, Ojcze, aby moja żona czerpała całą miłość potrzebną do bycia kochającą matką z doświadczenia bycia Twoją umiłowaną córką. 
Żona: Proszę Cię, Ojcze, aby mój mąż czerpał całą miłość potrzebną do bycia kochającym ojcem, z doświadczenia bycia Twoim ukochanym synem.
Amen.
 
NA KONIEC: „ZABIERZ SŁOWO!”
Weź ze sobą to jedno zdanie, które Bóg wypowiedział do Ciebie, rozważaj je w sercu i powtarzaj wielokrotnie, aż do następnego rozważania, aby wniknęło jak najgłębiej do Twojej duszy: „Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim! (...)
Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję” (Iz 43 1,4).